czwartek, 1 sierpnia 2013

Polak na urlopie 2 - czyli w końcu remont

Dziś będzie o walizce :)

Kto jej nie widział na żywo, może ją znaleźć na zdjęciach w poprzednim poście. Kupiłam ją na Allegro, dałam za nią odrobinę za dużo, ale za to jest śliczna. Walizka z epoki, działająca, odświeżona i ozdobiona metodą decoupage obrazkami pochodzącymi z magazynów z lat 50/60. Jedynym poważnym mankamentem, o którym wiedziałam od początku, było wnętrze. Wyklejone papierem, poplamione i przykurzone. Poniżej zdjęcia pochodzące z aukcji:



Ostatnio pomyślałam, że nie mam już gdzie trzymać części gadżetów i ciuszków, więc namówiłam A. aby pokierował pracami konserwatorskimi w zakresie wnętrza walizki (plus sklejenie deseczki wewnątrz walizki. Tak, tak, na tych walizkach się nie siada...)

Najpierw pozbyłam się w miarę możliwości papieru i podkleiłam deseczkę. Następnie dopasowaliśmy wielkość skór (sztucznych chyba) do wnętrza.



Następnie w ruch poszedł wikol (jak również Fortuna wiśniowa i energy drink ;) ):


Po naciągnięciu i przyklepaniu skórki na obu powierzchniach posłużyłam się dostępną w domu wiedzą do przyciśnięcia dna walizki (ścinki na potem też wrzuciłam do środka, aby się nie zgubiły):


Tak walizka przenocowała, a w niedzielę wieczór, kiedy klej już wysechł całkowicie, A. pokazał mi metody usuwania nadmiarów z krawędzi walizki.  Dodatkowo zostałam operatorem pędzla, dokonując szeregu korekt kolorystycznych :).


Na koniec odrysowałam i wycięłam nowe paski z grubej skóry, trzymające wieko (użyłam starych gwoździków):



A tak wygląda gotowa odnowiona walizka z przykładowym wkładem :):


niedziela, 28 lipca 2013

Polak na urlopie, czyli dalej - zaległości.

Zgodnie z teorią, że Polak na urlopie robi albo to, czego nie zdążył zrobić po pracy, albo przeprowadza remont, postanowiłam spędzić w ten sposób ostatni weekend wolnego.
Niektórzy z Was poznali już moją walizkę na miłym evencie w Opypach - zorganizowana została tam Domówka - American Garden Party, przed którą miałam okazję wziąć udział w PRFowej sesji zdjęciowej w klimacie - a jakże - Pin Up. O samej walizce będzie w następnej notce, dziś chciałabym się skupić na wydarzeniu. Miało ono miejsce 29 czerwca, czyli dawno temu...
Impreza odbywała się pod Grodziskiem Mazowieckim, gdzie w mojej ocenie dość trudno było trafić, ale za to, kiedy już się trafiło... Oprócz pokaźnej liczby pinupek na miejsce zjechały się fantastyczne retro samochody (m.in. cadillac 69, pontiac 78, czarne camaro 77, białe camaro 77), przy których mogłyśmy robić sobie zdjęcia. Jedyną niedogodnością były stada komarów, atakujące znienacka. Fotografowie dopisali, pozostałe modelki i modele byli niezmordowani prężąc się przy pięknych samochodach, a właściciele tychże maszyn nieustannie pomagali: przestawiali auta, opuszczali szyby, otwierali bagażniki i spokojnie patrzyli na dziewczyny ładujące się na maskę. Poniżej niektóre efekty sesji:
 
fot. Jacek Gantz


fot. Jacek Gantz
  

fot. Jacek Gantz


fot. Jacek Gantz


fot. Jacek Gantz

fot. Mariusz Kaszuba

fot. Michał Wyszyński

fot. Tomasz Jankowski

Oprócz zdjęć z samochodami, można było posiedzieć w leżaku i pobujać się na huśtawce:

fot. Jacek Gantz

fot. Jacek Gantz


fot. Jacek Gantz
fot. Jacek Gantz
fot. Jacek Gantz
fot. Teresa Fiedler

fot. Teresa Fiedler

fot. Dariusz Wilicki

Na samej imprezie nie zostałam długo, ale z tego, co zauważyłam, był DJ puszczający przyjemną dla ucha muzykę, można było zjeść i wypić, a także zrobić sobie paznokcie w specjalnym punkcie i kupić pinupowe drobiazgi. Następnym razem też przyjadę :).

Linki do stron fotografów:
Mariusz Kaszuba
Michał Wyszyński
Tomasz Jankowski
Dariusz Wilicki

Hamburger na otwarcie

Ta notka powinna być właściwie przed poprzednią, jako że wydarzenie miało miejsce  na dzień przed "Weź się Pin Up". Zatem, nadrabiam, jak szybko się da :).

Przy Rondzie de Gaulle'a, na Smolnej 36, 12 lipca miałam okazję uczestniczyć w otwarciu Pin Up Cafe. Lokalizacja w samym centrum miasta, niedaleko do sławnych pawilonów na Nowym Świecie. Z ulicy widać niewielki szyld:


 A co w środku?

Rzeczywistość wygląda tylko troszkę inaczej niż na wizualizacji, ale ściany w groszki w kolorze caffe latte bardzo mi się spodobały (dlaczego, to temat na osobny post).


Załoga sympatyczna i otwarta, łącznie z kucharzem, który wychylał się często z kuchni. Nie mogłam sobie odmówić przetestowania, co mają w ofercie. Aktualnych menu jeszcze nie było, ale obsługa udzielała wszelkich potrzebnych informacji.


Drink margarita okazał się być fantastyczny, w dodatku barista zadał mi chyba ze cztery pytania, jak bym tę swoją margaritę chciała. A ile możliwości oferował!

Po jakimś czasie przyszła mi chętka na hamburgera. Spośród dostępnych możliwości wybrałam tego z dżemem chilli. I wyglądał tak:


Danie bardzo szybko przeszło do historii, a dżem chilli okazał się być interesujący - słodko-ostry. Ciekawe, czy sami go przyrządzają, bo chętnie zrobiłabym taki dżem w domu.

Zwiedziłam też dolny poziom (niestety zdjęcia nie wyszły, jakbym chciała). Na dole  było dość ciemno, trochę pusto. Może z czasem przybędzie tam wyposażenia.

W toalecie natomiast bezsprzecznie rządziła kratka (tak, tak, nie obyło się bez słitfoci  ;) ).


Żałuję tylko, że podczas całego mojego pobytu w Pin Up Cafe, nie spotkałam ani jednej znajomej twarzy. Wyjaśniło się to szybko, bo jakoś z pamięci wyleciało mi, że tego dnia odbywa się również koncert zespołu Bardotka Trio. Żałuję, że nie dotarłam, o dziewczynach możecie poczytać u Retro Chic Chick.

A wracając do Pin Up Cafe: lokalizacja super, ceny "centrumowe", ale smacznie i ze znajomością tematu, obsługa przyjazna. Jestem na tak :)

Weź się Pin Up! Na-ten-tychmiast!

Post będzie o wyjątkowej imprezie, zorganizowanej przez Magdę Kołbuc w całkiem niedalekim Radomiu. Mowa o "Weź się Pin Up", które odbyło się 13 lipca 2013 w Piwiarni Warki na ulicy Żeromskiego 15. Wraz z Retro Chic Chick dwoma samochodami po brzegi wypchanymi pinupkami i i nieodłącznymi tiulowymi halkami dotarłyśmy po krótkim błądzeniu na miejsce (kobiety + nawigacja + dziwna zawrotka... Długo by opowiadać).
Do Piwiarni można było właściwie trafić na słuch, wszystko pięknie grało i buczało. Wtarabaniłyśmy się z bagażami do małej szatni na zapleczu, po czym dostałam się w ręce ślicznej fryzjerki z Salonu Afryka, która wyczarowała mi na głowie... coś. Coś było duże, odstające i zupełnie różne od wszelkich fryzur, w jakich bym sobie siebie mogła wyobrazić. W pierwszej chwili bałam się gwałtowniej ruszyć głową, ale fryzura okazała się być całkiem pancerna i wytrzymała całą zabawę bez większych uszczerbków.

fot. Tadeusz Klocek , zdjęcie pochodzi ze strony echodnia.eu

fot. Jakub Nowak -  HQ Foto

Dzięki pomocy nieocenionej Pati z FangMe nie musiałam martwić się o makijaż (robi cudne kreski <3). Ale usta malowałam już sama ;)

fot. M.S. zdjęcie pochodzi z cozadzien.pl

Po uczesaniu udało się zjeść pysznego hamburgera, a potem... była już tylko szampańska zabawa!

fot. M.S. zdjęcie pochodzi z cozadzien.pl

Znakomitą muzykę zapewnił nam Porter Matt (który każdą zaczepkę potrafił odpowiedzieć z humorem), a pinupowe drinki nie pozwalały nikomu z dobrego humoru wypaść.

fot. M.S. zdjęcie pochodzi z cozadzien.pl

Porter Matt z organizatorką Weź się Pin Up - Magdą Kołbuc; fot. M.S. zdjęcie pochodzi z cozadzien.pl

Dużym zainteresowaniem cieszyły się stoiska wystawców:

-Stara Szafa
Z uwagą przejrzałam ciuszki, było pełno perełek, niestety nie w moim rozmiarze :(

fot. Karol Wilczyński, radomnews.pl
- Ale Babka
Słodkości, które wyglądały tak dobrze, jak smakowały i smakowały dokładnie tak, jak wyglądały. Cuda!

fot. M.S. zdjęcie pochodzi z cozadzien.pl
- Party Art
Można było zamówić balony zakałapućkane w różne kształty, serio :)

fot. Karol Wilczyński, radomnews.pl
- Muha
Mam wrażenie, że muchy dość szybko się zwinęły, a szkoda.

fot. Karol Wilczyński, radomnews.pl
- Kącik tatuażu i modyfikacji ciała (aura tego miejsca sprawiła, że przez chwilę rozważałam kolejny tatuaż) gdzie można było zobaczyć wykonanie i efekt kolczykowego gorsetu na plecach jednej z uczestniczek. Podczas wyjmowania kolczyków widać było jej cierpienie, z jakim ja pewnie bym sobie nie poradziła...

fot. Karol Wilczyński, radomnews.pl
- Kącik satynowych dłoni , czyli testowanie kosmetyków Mary Kay.
Jako że cały dzień biegałam w rękawiczkach, a zestaw "Satynowe Dłonie" stoi u mnie w łazience, więc nie skorzystałam.

Atmosferę rozgrzały do czerwoności wspaniałe wehikuły z epoki :). Niemal co chwilę pod Piwiarnię podjeżdżało nowe wypieszczone przez właściciela cudo. Jednak tylko jednym udało mi się przejechać i to w wybornym towarzystwie :). Łukasz ze Sprężystych pokazał mi, że "damy wskakują na ramy". Dosłownie!

zdjęcie pochodzi ze strony Sprężystych na Facebooku

Największy szacunek mam do Magdy za to, że zrobiła tę imprezę od A do Z. Za to, że mimo (a może dzięki) braku programu, wszystko udało się śpiewająco. A następnym razem (bo trzymam mocno kciuki za powtórkę) będzie co najmniej tak niesamowicie, jak było :).

fot. Karol Wilczyński, radomnews.pl

środa, 17 lipca 2013

Nadrabiam, zanim będzie za późno...

Dzisiejszy post będzie o podkładzie Artdeco z serii sygnowanej przez Ditę von Teese - Fall Favorites - przypuszczam, że jeszcze dwa-trzy dni i mi się skończy, wobec czego muszę się sprężyć z recenzją. Nie publikowałam nic dawno, mam wrażenie, że wszystkie plany rozbijają mi się o kompletny brak czasu. Robię mnóstwo rzeczy praktycznie naraz :).

Ale do rzeczy.  Pisałam już kiedyś o moim zakupie:
Long-lasting Foundation (Długotwały podkład matujący w odcieniu 40) - kolekcja Dita von Teese Fall Favorites - koszt na douglas.pl 97,90 PLN.



Używam go od stycznia, czyli starczył na lekko ponad pół roku codziennego (niemal) stosowania.
 Jest to podkład beztłuszczowy, o SPF 20 - czyli dobrze,bo nie przepadam za tłustymi. 30 ml, dość standardowo.
A co w środku?



Aqua (Water) - woda, rozpuszczalnik.

Isododecane - emolient, ma działanie nawilżające, poprawia rozprowadzalność produktu.

Cyclopentasiloxane - emolient, ma działanie nawilżające (zapobiega nadmiernemu odparowywaniu wody), poprawia rozprowadzalność produktu.

Talc -  matuje, zapobiega podrażnieniom. Absorbuje wilgoć, działa przeciwzbrylająco i to dzięki niemu kosmetyk nie jest tłusty.

Ethylhexyl Methoxycinnamate - chroni przed promieniami UV, czyli filtr :)

PEG 10-Dimethicone - emolient, ma działanie nawilżające (zapobiega nadmiernemu odparowywaniu wody), wygładza i zmiękcza, nie powodując zapychania porów.

Butylene Glycol - rozpuszczalnik, sprawia że zmniejsza się lepkość kosmetyku. Zmiękcza i wygładza, dzięki niemu inne substancje mogą łatwiej wniknąć w głębsze partie skóry.

Nylon-12 - syntetyczny polimer, absorbent. Zapobiega zbrylaniu kosmetyku, tworzy ochronny film.

Hexyl Laurate - rozpuszczalnik, sprawia że zmniejsza się lepkość kosmetyku. Zmiękcza i wygładza.

Polyglyceryl-4 Isostearate -emulgator, tworzy emulsję.

Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone - kolejny emulgator.

Disteardimonium Hectorite - stabilizuje emulsję.

Benzophenone-3 - chroni przed promieniami UV, czyli filtr :)

Sodium Dehydroacetate -  konserwant

Sodium Hyaluronate - zapobiega wysychaniu kosmetyku, ma działanie nawilżające (zapobiega nadmiernemu odparowywaniu wody). Zmiękcza i wygładza.

Titanium Dioxide - chroni przed promieniami UV, czyli filtr :)

Benzyl Alcohol - konserwant, reguluje lepkość kosmetyku, rozpuszczalnik, imituje zapach jaśminu. Potencjalny alergen.

Stearic Acid - emulgator, substancja natłuszczająca (organiczna).

Aluminium Hydroxide - emulgator, zagęszczacz i "kolor" w kosmetyku.

Methicone - działanie antystatyczne, zmiękczające. Może podrażniać skórę.

Tocopheryl Acetate - witamina E - działa antyoksydacyjnie, przecistarzeniowo, wzmacnia ściany naczyń krwionośnych).

Disodium EDTA - zmiękcza wodę, zwiększa trwałość kosmetyku. Może być używana jako substancja konserwująca w żywności.

Dimethicone -  ułatwia rozprowadzanie, wygładza. Emolient, tworzy film, zapobiega utracie wody. Antystatyk. Nie zapycha porów.

Phenoxyethanol - substancja konserwująca, chroni przed zakażeniem i rozwojem mikroorganizmów - maksymalne stężenie w gotowym produkcie to 1,0%.

Isobutylparaben - konserwant, dozwolony do stosowania w kosmetykach w ograniczonym stężeniu.

Isopropylparaben - konserwant, dozwolony do stosowania w kosmetykach w ograniczonym stężeniu.

Butylparaben - konserwant, dozwolony do stosowania w kosmetykach w ograniczonym stężeniu.

Methylparaben - konserwant, dozwolony do stosowania w kosmetykach w ograniczonym stężeniu.

Parfum (Fragrance) - naturalne i/lub sztuczne substancje zapachowe.

Hexyl Cinnamal - składnik kompozycji zapachowych, potencjalny alergen. Imitacja zapachu jaśminu.

Hydroxycitronellal - składnik kompozycji zapachowych, potencjalny alergen. Imitacja zapachu konwalii.

Citral - składnik kompozycji zapachowych, potencjalny alergen. Imitacja zapachu cytryny.

Limonene - składnik kompozycji zapachowych, potencjalny alergen. Imitacja zapachu skórki cytryny.

Linalool - składnik kompozycji zapachowych, potencjalny alergen. Imitacja zapachu konwalii.

może zawierać:

CI 77491 , CI 77492 , CI 77499 - tlenek żelaza, naturalny pigment, aprobowany do stosowania w kosmetykach naturalnych

CI 77891 - dwutlenek tytanu,  mineralny filtr UV oraz naturalny biały pigment, aprobowany do stosowania w kosmetykach naturalnych

Ogólnie, jak widzimy, parabenów jak mrówków...  Substancji zapachowych potencjalnie alergizujących - też...

Opakowanie jest dość płaskie i estetyczne, wzorem innych z serii ozdobione wizerunkiem Dity. Jeśli chodzi o wygodę użytkowania, brakuje mi pompki dozującej kosmetyk - produkt wyciska się z tubki, co czasem powoduje pryskanie na różne strony i "pompowanie" powietrza.

Zapach jest bardzo przyjemny, kojarzy mi się z emulsją do opalania (w końcu ma filtr UV nie byle jaki, bo SPF 20). Konsystencja bardzo gładka, nietłusta i dobrze się rozprowadza. Nie powoduje smug i szybko się wtapia w skórę. Odcień 40 jest raczej jasny, niektórym wydaje się zbyt żółty, ale absolutnie nie widać tego w ostatecznym rozrachunku - nadaje fajną świeżość poszarzałej, zmęczonej cerze. Efekt wtapiania można zobaczyć poniżej:



Podkład jest całkiem trwały i nie spływa, natomiast nie mogę powiedzieć, by miał szczególnie dobre krycie. Uważam, że jest super dla ładnej cery, fajny na lato (jego lekkość i konsystencja wydają się być stworzone do letnich warunków), natomiast jako kosmetyk maskujący (na scenę czy też na sesję zdjęciową) jest nieodpowiedni - wymaga kilku warstw, żeby był skuteczny.

Jak na kosmetyk Artdeco, zawiedziona jestem przede wszystkim składem i kryciem. Cena jest dość wysoka, ale nie poraża.

Czy poleciłabym? Na lato na tak, o ile skład Was nie odstrasza, ale swojego KWC będę szukać dalej. Na następny ogień pójdzie Bourjois.

Ocena: 6,5/10.


sobota, 18 maja 2013

Majówka w Katalonii

Z lekkim opóźnieniem chciałabym napisać Wam, gdzie wywiało mnie na majówkę :).
Miałam okazję odwiedzić przepiękną Barcelonę - serce Katalonii!

Spędziliśmy tam prawie tydzień, zwiedzając i korzystając z pięknej pogody. Słońce w Barcelonie jest obłędne, przez co kolory nieba, roślin czy wody zdają się być nasycone ciepłem - tak jak uwielbiam.

Nie obyło się też bez szukania "retro" elementów :).

Jako pierwsze w mój obiektyw (komórki, wzięto mnie z zaskoczenia!) dostały się etykiety włoskiego piwa, które zamówiliśmy w barze:

Foto: Archiwum własne
Na tyle, na ile znam włoski, to "bionda" sugeruje blondynkę, ale nic to. Brunetka była urocza.

Jakiś czas później natrafiłam na fantastyczny banner sklepu (niestety była sjesta i nie mogłam sprawdzić asortymentu):

Foto: Archiwum własne

Słońce dawało po oczach i niestety nie udało mi się uniknąć odbicia...

Inny sklep zachęcał do przerwy i odświeżenia pinupową coca-colą :)

Foto: Archiwum własne
Ale żeby nie było, wśród sklepów z pamiątkami można było się zaopatrzyć w wiele gadżetów "w temacie". Widziałam zegary, magnesy na lodówkę, plakaty, figurki (Bettie Mae Page, niestety nie udało się zrobić zdjęcia... Kosztowała więcej niż 60 euro). Wszędzie, ale to wszędzie można było kupić metalowe pocztówki w różnych formatach. Poniżej dowód:

Foto: Aneczka
W ramach pamiątki postanowiłam kupić kilka akcesoriów do włosów i koszulkę (natchnęła mnie retro reklama coli:) ).
Tak wygląda mój zakup w towarzystwie coca-colowych krzeseł naszego hostelu:

Foto: Archiwum własne
Bardzo spodobało nam się, że nikt nie zabrania imprezowania i wypoczywania w parkach, na zielonej trawce. Można przyjść kulturalnie z winkiem i rozkoszować się atmosferą. Niesamowite jest też to, że w Barcelonie jest bardzo czysto - pomimo wszystkich pikników, imprez urodzinowych dla dzieci itd. - nie natrafiliśmy na śmieci. Wszyscy sprzątali po sobie, a średnio co 2-3 godziny do każdego kosza w parku przyjeżdżała/podchodziła osoba ze służb sprzątania miasta i opróżniała je. Żeby w Warszawie tak było...

Na koniec jeszcze kilka zdjęć właśnie z parku (łącznie z uroczym facetem na etykiecie mojego wina ;) ):

Foto: Aneczka
Foto: Archiwum własne